wtorek, 12 stycznia 2016

Gorzko-gorzki.

Ubezwłasnowolniona. Tak się czuję. Tak mam. Dziś to nazwałam.
Nie mam na to wpływu, bo wolności pełnej nie ma żaden rodzic, a rodzic dziecka przewlekle chorego, czy jak zwał tak zwał, nie ma wolności wcale.
Każdy rodzic przy zdrowych zmysłach, nie będzie już prowadził takiego trybu życia jak przed pojawieniem się ba...ups, pociech. Nie znaczy to jednak, że nie można marzyć i dążyć do ich spełnienia. Nawet można pasje realizować i być zwyczajnie szczęśliwym. Serio.
Ubezwłasnowolniona, czyli uwięziona, zależna od kogoś, czegoś. Ja podwójnie, bo jako matka i jako matka chorej córki. Zależna jestem od jej choroby, która przybiera różne formy, raz łagodne, raz bólowe, raz senne. Od wizyt u lekarzy, od terminów pobytów w szpitalach, od badań. Całe życie kręci się wokół niej (choroby). I to mnie wkurza. Najgorsze, że przez to wkurzam się też na Hanię. Wiem, jestem przypadkiem do terapii. Na szczęście jestem rodzicem z refleksją i gdy mój poziom złości osiąga zawyżony poziom, zawsze potem przepraszam Hanię i tłumaczę jej, że to nie na nią się wściekam, tylko na tą paskudę, która się w niej zagnieździła.
Ech.
Najgorsze uczucie, które temu wszystkiemu towarzyszy, to niemoc, bezsilność. Czasami nie jestem w stanie ukoić jej bólu. To mnie wkurza najbardziej! Dlaczego nie ma lekarstwa na stres, na nerwobóle, na życie, na szkołę, na głupie koleżanki w wieku nastoletnim, na wzrost, na strach? Paracetamol nie ze wszystkim sobie radzi, niestety.
A do tej całej chorej sytuacji muszę być dzielna, obeznana biegle w medycynie, spokojna, radosna, uśmiechnięta, stanowcza, wymagająca, i takie tam, jak każdy. Tylko, że czasami jest mi cholernie ciężko być dzielną i uśmiechniętą. Gdy dzwoni ze szkoły i skarży się na ból. Ból, który zna, czyli "nie panikujemy", jak mam ją uspokoić, koić przez telefon? Muszę stanowczo! Dasz radę, mówię, oddychaj, zaraz Ci przejdzie, nie panikuj, będzie dobrze, weź ibuprom! Matka roku, kurde... Wiem, że inna matka pojechałaby po dziecko, zabrałaby ze szkoły do lekarza. Ale ja nie czuję się złą matką, myślę, że może otoczenie, zwłaszcza szkolne może tak mnie postrzegać. Nie wiedzą jednak, że już gnałam z Hanią, która butów nie zdążyła ubrać, w skarpetach ją wiozłam do lekarza, do szpitala, i wielokrotnie potwierdzali, że to nerwobóle. Cholerne nerwobóle! Stres pieprzony!
Sama pamiętam, gdy miałam 12 lat przeżywałam stresy tak jak ona. Tyle, że Hania ma chore serce... Jak tłumaczyć jej, że na prawdziwą przyjaźń przyjdzie czas, gdy przebywa pośród dziewczyn, które między sobą się przyjaźnią, na miłość tym bardziej? Jak niwelować stres szkolny? Robię co mogę, w tym moim osobistym więzieniu.
Na szczęście jest coś, co daje jej pełne szczęście, radość! To muzyka, jej muzyka, śpiew, ludzie z którymi wspólnie realizuje tę pasję. Cieszy mnie to, bo wtedy zapomina o chorobie i daje czadu! Moja Gwiazda!
Najjaśniejsza ze wszystkich, gdy błyszczy na scenie!


Mam jedno marzenie. Tak na nowy rok.
Być więźniem miłości w zdrowej rodzinie.
...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz