środa, 21 października 2015

Dziś na słono.

Ten blog jest mój. Dla mnie. Dla tych, którzy mnie kochają, ale też dla tych, którzy mniej. Dla mojego uwywnętrznienia się. Takie harakiri sobie w wirtualu robię. Dziś będzie o mnie...a może ktoś przeczyta też o sobie...?...
Wczoraj doznałam olśnienia.
Mam problem z przeszłością. Zaczęłam to intensywniej zauważać dzięki mediom społecznościowym. Otóż ludzie zaczęli mnie zapraszać do grona znajomych (ci z przeszłości, dzieciństwa). Wydawało mi się to dziwne, bo miałam wrażenie, że nie mogą mnie pamiętać. Ze szkoły rozumiem, no jak się 8 lat z kimś do klasy chodziło, to raczej się pamięta.
To uczucie towarzyszy mi do dziś. Tyle, że wczoraj zdałam sobie sprawę DLACZEGO TAK JEST!
Zaczęłam się nad tym zastanawiać, bo taką sytuację miałam parę dni temu. Siedzę sobie na castingu z córką, podchodzi do mnie kobieta (wahałam się, czy nie napisać dziewczyna, ale to kolejny mój problem o którym kiedyś coś naskrobię, otóż mam młodą duszę, która nie pasuje do mojej metryczki :) i mówi: Cześć Monika! No, zdziwiło mnie to, zaskoczyło wręcz. Mówię: Cześć...Beata?! Kobieta: Tak.
Beata nie chodziła ze mną do klasy, tylko do SZKOŁY! I zapamiętała mnie, ba, z imienia pamiętała. Skąd??? Przebojowa nie byłam, taka bezgustowna szara mysz.
No i tak bym mogła o każdym znajomym napisać. Skąd oni mnie pamiętają? A jeśli gdzieś napotkani na drodze przyglądali mi się, ja uciekałam wzrokiem, przeświadczona, że zrobię z siebie idiotkę wyskakując z: cześć, jak się masz, co tam u rodziców?
Jest tak dlatego, że jestem DDA. Proszę sobie wygooglować.
Z czasów, kiedy byłam dzieckiem przyodziana byłam czapką niewidką. To dlatego. Jedynaczka z psem, który grał rolę brata. Na podwórku samotnie odgrywałam przedstawienia. Nie zawsze byłam sama. Miałam koleżanki z podwórka, spoko było. Były zabawy w sklep, dom, skoki przez "gnojówkę". Ta samotność dopadała mnie czasami. No i wyszła teraz na stare lata. Może bardziej ta czapka niewidka znalazła światło dzienne. Co dla mnie jest odkryciem roku!
Dostrzegłam to, że chciałam być niewidzialna. Nie zdawałam sobie z tego sprawy. Do wczoraj. Koszmary z przeszłości przypomniały mi, że były też takie chwile, kiedy chciałam być bardzo widoczna, kiedy to obczęstowywałam całe podwórko orzeszkami ziemnymi z importu. Byłam cool, czasami. Ale czy to mogłoby wystarczyć, żeby zostać zauważonym i zapamiętanym?
.
.
.
Na szczęście pod tą niewidką dostrzegł mnie kiedyś 17-to latek z długimi włosami, koszulą w kratę, pierwszym wąsem.
Dzięki niemu nie potrzebuję terapii.
Terapią są moje dzieci i moje obecne życie.
Polecam!
Zalecam także zatarganie swego życia w swoje łapy i być widocznym, bardzo widocznym, zwłaszcza dla siebie. Nie ukrywać się! Najlepsza terapia! Brać życie za rogi i do przodu!
P.S.
Drodzy znajomi, jeśli będę Was unikać wzrokiem, wybaczcie i zróbcie pierwszy krok, bo mi się będzie wydawać, że to ja Was pamiętam, a Wy mnie nie.
Tyle i aż tyle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz