czwartek, 8 października 2015

Właściwie po co mi to?

Zarobiona jestem po uszy. Głównie obowiązkami. A właściwie tym, że robię za "taxi mamę". Sama sobie to zrobiłam, bo przecież należę do tych, co to na pysk padają, ale jak trzeba wstać o 5.30, zrobić śniadanie dla 4 ludzi, wypuścić (tu akurat: z "taxi ojcem") do szkoły 3 babeczki, zrobić się na bóstwo (no, tu to przesadziłam), zwyczajnie: pomalować rzęsę, wklepać fluid, maznąć róż, a wcześniej (codzienny rytuał) umyć włosy i resztę części oraz wystające z ust kości :) to i wyjdę z domu wyglądająca na wypoczętą, wyspaną, szczęśliwą kobietę. Cóż, pozory. Kryzys przychodzi o 14.00, akurat wtedy przeistaczam się w szofera. Kryzysowy sen rozdziawia mi gębę, a ja za kółkiem niczym Kubica (czasami tylko ;) ) muszę wszędzie zdążyć porozwozić tą moją małą piekarnię. Jeżdżę z kartką (bo jeszcze nie dojrzałam do notowania wszystkiego w komórce), gdzie mam napisane kto gdzie?, kto na którą? kto do której?
Ogarniam temat, nie powiem, ale sama się dziwię, że mam chęć dzielić się swym życiem tu, w wirtualu.
Mam nadzieję, że znajdzie się paru zalatanych chcących poczytać, co u babek słychać :)
Zatem zapraszam :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz