środa, 28 października 2015

Niedoopiekuńczość.

Ostatnio średnia babeczka zapytała mnie, czemu się nie troszczę o nie? Hę?
Pytam: ale o co chodzi, że co?
- No, bo się nie martwisz jak coś do kontaktu włączam?
- ?
- Nie boisz się, że się nam coś stanie?
Szybka analiza. Wiek dzieci- wszystkie 3 szkolne. Piersią nie karmię. Tyłków nie podcieram. Zębów im nie myję. Nie karmię łyżeczką. Ba, nawet pokarmu nie rozdrabniam. Nocnika w domu nie ma. Dom już całkiem "dorosły".
- Myślałam, że jesteście odpowiedzialne i palców do świnki w ścianie nie wpychacie, ale widać się mylę. Będę musiała pozabierać wam te przedmioty, które stwarzają nie lada zagrożenie, czyli laptopy, ładowarki do telefonów- rzuciłam spokojnie.
- Nie, no co ty. Tak, tylko spytałam czy się nie boisz?
Nie boisz? Kurde. Każdego dnia umieram ze strachu. Jak słyszę kaszel, to się boję zapalenia płuc. Ból w klatce- lepiej nie mówić, co przeżywam. Telefon ze szkoły na baczność ze strachu odbieram. Tych kilometrów się boję, co to je przemierzam. Decyzji ze szpitala. Wizyt lekarskich. Dziwnych wyprysków. Kłótnie siostrzane jak się zakończą. Tętniaka. Raka. Wszystkiego się boję.
Ale strach mną nie rządzi, może dlatego wyglądam na nietroskliwą matkę wyrodną.
P.S.
Od dwóch dni średnia ze mną śpi, bo ma katar. Boję się, że najstarszą zarazi. A jej się rzuci na płuca. Będzie szpital. Zapalenie płuc. Płyty z kolędami nie nagra. STOP. Oddech. Spokój. Słoneczko świeci. Wszystko gra. Jak w szwajcarskim zegarku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz